14 kwietnia, Gdynia. Seahawks po bardzo zaciętym meczu pokonują Giants Wrocław 32:28, a MVP meczu zostaje Michał Berbeć. Jeden z czterech żołnierzy, którzy pojawili się na boisku Narodowego Stadionu Rugby.

Wojna. Według wielu futbol amerykański jest odzwierciedleniem pola bitwy. Zawodnicy wykonują rozkazy trenerów/oficerów, którzy próbują czymś zaskoczyć przeciwnika, dokonać dywersji bądź blitzu. Jak podkreśla Richard H. Robbins, antropolog z Pittsburgha – Ekspresja języka wojny i futbolu jest do siebie podobna. W obu przypadkach mówi się o: linii defensywnej, blitzowaniu (z ang. wojna błyskawiczna, nalot), bombach. […] Konkludując, Amerykanie czują futbol tak samo jak wojnę.

Ku chwale ojczyzny

Pat Tillman. Nazwisko znane większości fanów futbolu amerykańskiego w Polsce i na świecie. Były zawodnik Arizona Cardinals oraz członek wyjątkowo elitarnej jednostki Rangersów, który do zawodowej ligi NFL trafił z draftu w 1998 r. W trakcie czterech sezonów gry dla Cardinals wyróżniał się sercem do gry i udanymi akcjami w obronie. Jako safety zanotował blisko 240 zatrzymań, trzy przechwyty i wymusił trzy straty. W 2000 r. nominowano go do Drużyny Roku, po czym otrzymał propozycję podpisania lukratywnego 9-milionowego kontraktu z St. Louis Rams. Tillman ofertę odrzucił, twierdząc, że nie może być nielojalny wobec Cardinals, nawet jeśli jego klub znajdował się na nizinach ligi zawodowej. W momencie kiedy jego kariera nabierała tempa, nadszedł 11 września 2001 r. Dzień, który zmienił Amerykę, świat i życie 25-letniego wówczas zawodnika.

Pochodzący z Kalifornii Tillman mocno przeżył upadek dwóch wież, grzebiących ze za sobą tysiące ludzkich istnień. Krew na rękach Talibów zmobilizował futbolistę do wstąpienia do armii, gdzie służył do 22 kwietnia 2004 r. Tego dnia „Waleczne Serce” (taki przydomek nadali mu koledzy z armii) Tillman zginął od kuli amerykańskiego żołnierza. Początkowo uważano, że była to pomyłka, ale wyniki sekcji zwłok dowiodły, że Tillman zginął od oddanego z około dziewięciu metrów strzału z M16.

W jednej chwili Pat Tillman został bohaterem narodowym. Otrzymał pośmiertnie najwyższe odznaczenia wojskowe: Srebrną Gwiazdę oraz Fioletowe Serce. Należyty hołd oddali mu również Cardinals i Diabły z Arizona State, dla których grał w akademickiej lidze NCAA. Oba zespoły zastrzegły numery, w jakich występował. Nigdy więcej żaden futbolista Cardinals i Devils nie założy koszulki z numerami 40 i 42.

Tillman był pierwszym od wojny w Wietnamie aktywnym futbolistą, który zginął na wojnie, ale jednym z wielu w ogóle. Podczas II Wojny Światowej na różnych frontach walczyło ponad 1200 zawodników, przez co rozgrywanie spotkań w lidze stanęło pod znakiem zapytania. Na przełomie 1942 i 1943 roku NFL liczyła zaledwie 200 zawodników i 10 zespołów.

Pole bitwy

– Myślę, że porównywanie futbolu do wojny nie jest zbyt trafne. Futbol amerykański to kontaktowy sport. Nie ma żadnego odpuszczania, ale nie uważam, żeby to była wojna. W futbol każdy gra dla przyjemności, a co najważniejsze – nie umiera na boisku – opowiada Michał Berbeć z Seahawks Gdynia. 22-letni Berbeć to obecnie kadet w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. Z powodu kontuzji opuścił mecz półfinałowy Seahawks – Giants, ale dopingował swój zespół i innego wojskowego w szeregach Jastrzębi – Marcina Kwiatkowskiego. – Koledzy z Akademii jak tylko mogą, to aktywnie uczestniczą w meczach. Część społeczności akademickiej zaraziła się futbolem, dzięki czemu wielu fanów Seahawks to przyszli żołnierze – podkreśla Berbeć.

Podobnie wygląda sytuacja Giants. Grupa potencjalnych Gigantów na co dzień nosi mundury z orzełkiem na piersi, ale już niedługo może przywdziewać również koszulkę mistrza Polski. – Namówiliśmy do gry paru chłopaków z jednostki. Będą startować w listopadzie w tryoutach do Giants – przyznaje Mateusz Ruta. Na każdym naszym meczu jest 10-15 kumpli z wojska.

O więzi powstałej w okopach czy futbolowej szatni nie trzeba nikomu mówić. Niemal każdego dnia musisz polegać na kimś innym lub ratować życie i poprawiać błędy kolegów znajdujących się na pierwszej linii. Niemniej obie kwestie trzeba rozgraniczyć, o czym wspominał Berbeć, któremu wtóruje Kamil Ruta. – Wojna to coś całkiem innego niż futbol. Na wojnie chce się kogoś zabić. Porównałbym to do potyczki bokserskiej, może walki wręcz. Wojna niesie ze sobą całkiem inne priorytety.

Podczas działań wojennych w ciągu ostatnich 100 lat na świecie zginęły miliony ludzi. Na futbolowych boiskach nieśmiertelniki nie są potrzebne, choć w wyniku uprawiania futbolu (urazy, choroby) od 1931 do 2010 roku zmarło 665 chłopaków w wieku licealnym. O tym, że futbol to niezwykle kontaktowy sport nie trzeba nikomu przypominać. Warto jednak podkreślić, że coraz więcej byłych zawodników zmaga się traumatyczną encefalopatią (CTE) i stresem pourazowym dobrze znanym weteranom wojennym. W maju 2012 roku Boston Globe opublikował niepokojące dla przyszłości futbolu wyniki badań. U 14 zmarłych futbolistów odkryto podobne upośledzenie umysłowe, jakie wykrywa się u żołnierzy żyjących pod ciągłym napięciem, wynikającym z nalotów bombowych i wybuchów min pułapek w Iraku oraz Afganistanie. Pomiędzy 2008 i 2010 rokiem wykonano 12 pośmiertnych badań mózgu u byłych zawodowych graczy. U wszystkich zdiagnozowano CTE – tak jak u Juniora Seau.

Legenda San Diego Chargers zmagała się z chorobą neurologiczną wywołaną przez liczne wstrząśnienia mózgu. Mowa o CTE charakteryzującej się zawrotami głowy, dziurami w pamięci, napadami agresji czy depresją. CTE, której symptomy można jednoznacznie ocenić dopiero po śmierci, przytrafia się głównie bokserom, hokeistom i futbolistom – sportowcom otrzymującym ciosy w głowę z niezwykłą siłą.

Pojedynki o dumę i honor

Commander in Chief’s Trophy nie ma wielkiej wartości sportowej, ale część Amerykanów za zdobycie tego pucharu oddałoby naprawdę wiele. O honorowane przez prezydenta Stanów Zjednoczonych – zwierzchnika sił zbrojnych – trofeum każdego roku walczą drużyny Navy, Army i Air Force – jednostki marynarki wojennej, piechoty i lotnictwa. Ci pierwsi swoje mecze rozgrywają na Marine Corps Memorial Stadium – obiekcie przypominającym o obrońcach amerykańskiej wolności – jak można przeczytać na upamiętniającej tablicy znajdującej się w obrębie stadionu. Navy jedyne mistrzostwo w dziejach zdobyli w 1926 r. W sezonie, gdy ich spotkanie z Army oglądało 110 tys. osób na chicagowskim… Soldier Field, zbudowanym ku pamięci żołnierzy, którzy zginęli podczas I WŚ. James R. Harrison z New York Timesa opisał spotkanie jako „największy mecz swoich czasów, wielki spektakl”.

Futbol to demonstracją charakteru. Robbins twierdzi, że futbol jest demonstracją siły Ameryki osiągniętej przez ciężką pracę i poświęcenie. Tak jak w futbolu, zwyciężają tylko najsilniejsi.

W listopadzie NFL salutuje żołnierzom armii amerykańskiej. „NFL Salute to Service” odzwierciedla ogromny szacunek, jaki Amerykanie żywią wobec własnych sił zbrojnych, bohaterów walczących o wolność waszą i naszą. Podczas wielu spotkań fani na trybunach oddają cześć żołnierzom oglądającym mecze futbolu, będąc gdzieś na morzu Arabskim czy Oceanie Indyjskim.

Przede wszystkim sport

– Terminologia wojenna jest pewnie używana po to, żeby nadać temu charakteru i pikanterii – mówi Kamil Ruta. – Wojna jest naprawdę złą rzeczą, a to jest piękny sport. Sport budujący charaktery i przyjmujący jedynie odważnych. Strój futbolisty i żołnierskie moro założą jedynie nieustraszeni.

A czy nas też czeka pojedynek Army vs Navy w polskim wydaniu? Na razie na to się nie zanosi, ale za kilkanaście lat? Kto wie…

Piotr Bera || [email protected]