Pomimo piekielnie trudnego do wypowiedzenia dla Amerykanów nazwiska, stał się niedawno drugim futbolistą z polskimi korzeniami, który trafił do NFL jako absolwent prestiżowego Harvard University. We wrześniu 22-letni Kyle Juszczyk zadebiutuje w barwach obrońcy tytułu Baltimore Ravens i zamierza udowodnić, że jego wszechstronna gra w Crimson nie była dziełem przypadku. Z Kyle’em Juszczykiem w Nowym Jorku rozmawiał Tomek Moczerniuk.

Jeszcze nie zdążyłeś zadebiutować w NFL, a już fachowcy od futbolu zwrócili na Ciebie uwagę. To wszystko z powodu Twojego niemożliwego do wymówienia dla Amerykanów nazwiska, które wywodzi się z Polski ? 
Tak, jestem w połowie Polakiem. Cała rodzina ze strony mojego ojca pochodzi z Polski. Niestety nie mam pojęcia skąd przybyli moi przodkowie i nie orientuję się zbytnio w temacie polskiej kultury i tradycji, bo kontakt z ojcem straciłem dosyć dawno temu.

zdjęcie: archiwum Kyle JuszczykWkrótce jednak wszyscy będą musieli nauczyć się jak poprawnie wymawiać Twoje nazwisko, bo – po tym jak zostałeś wybrany w 4. rundzie draftu – już niedługo zagrasz w barwach Baltimore Ravens! Co czułeś kiedy dowiedziałeś się, że sięgnęli po Ciebie obrońcy tytułu mistrzowskiego?
Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego scenariusza. To, że trafiłem do tak wielkiego klubu i utytułowanej drużyny jest dla mnie wielkim błogosławieństwem. W Baltimore jest wszystko, czego potrzeba do osiągania sukcesów: odpowiedni fundament, sztab szkoleniowy i zarząd. Czuję, że pasuję do nich jak ulał.

Czy możesz zdradzić jak wyglądał okres przed draftem? Twój były trener z Harvardu Tim Murphy powiedział kiedyś o Tobie, że: „tacy gracze jak Kyle Juszczyk nie rosną na drzewach”. Komplementował Twoją wszechstronność, siłę, przywódczy charakter i umiejętność kierowania grą. Czy takich właśnie cech szukali u Ciebie skauci Ravens?
Myślę, że tak właśnie było. Przynajmniej takie miałem odczucie, kiedy rozmawiałem z nimi podczas mojej wizyty w Baltimore. Podobało im się , że potrafię robić dużo rzeczy i grać na pozycjach fullback (FB) i tight end (TE) oraz pomagać w formacjach specjalnych.

O jednym z takich zadań rozmawiałeś z Ozzie Newsomem, kiedy ten zadzwonił, aby poinformować Cię o tym, że stajesz się graczem Ravens. Ale żeby wyjść na boisko 5 września przeciw Denver Broncos będziesz musiał wygryźć albo fullbacka Vonta Leacha albo Dennisa Pittę grającego na pozycji TE. Masz już za sobą kilka treningów z drużyną – którego z tych zawodników będzie Ci łatwiej zdystansować w walce o skład?
Nie uważam, że muszę koncentrować się na tych dwóch graczach, bo jestem innym zawodnikiem niż oni. Vonta jest tradycyjnym fullbackiem, a Pitta gra jako receiving TE. Mój styl gry jest połączeniem tych dwóch funkcji, dlatego uważam, że na boisku znajdzie się miejsce dla całej naszej trójki. W ten sposób każdy z nas będzie w stanie dać coś drużynie i pomóc jej w walce o zwycięstwo.

Do Baltimore przechodzisz z Harvardu. Taką samą drogę przebył kilkanaście lat temu Matt Birk. Obaj jesteście absolwentami tej prestiżowej uczelni i macie tego samego agenta – co jeszcze łączy Cię z legendarnym centrem Ravens, który w tym roku zakończył karierę?
Myślę, że obaj mamy podobne usposobienie oraz tok myślenia, który pomaga w błyskawicznym podejmowaniu decyzji na boisku. Dzięki temu mamy zdolność przewidywania ruchów defensywnych przeciwnika zanim jeszcze rozpocznie się akcja.

Kyle wraz z mamą po meczu w Harvardzie || zdjęcie: archiwum Kyle JuszczykCzy to prawda, że Matt wysłał Ci intrygującego SMS-a, sekundy po tym jak zostałeś wybrany w drafcie?
(śmiech) Tak, ostrzegł mnie w nim przed „powitaniem” z jakim spotykają się w NFL zawodnicy ze szkół Ivy League. Obecnie doświadczam tego na własnej skórze, bo jeśli zrobię jakiś błąd podczas treningu zaraz odzywają się głosy: „Czy Ty na pewno skończyłeś Harvard?” Ale wiem dobrze, że nie ma w tym ani cienia złośliwości. Koledzy z drużyny stroją sobie ze mnie żarty i jako debiutant muszę się z tym pogodzić.

Niedawno wydawało się, że w Baltimore będą płakać po Birku, ale on już namaścił następcę w osobie Gino Gradkowskiego, który podobnie jak Ty jest pół-Polakiem. Czy ten fakt sprawi, że będziecie się kumplować i wychodzić razem na miasto w poszukiwaniu pierogów?
(śmiech) My już jesteśmy kumplami, bo Joe Linta jest także jego agentem. Gino to spoko gość i nie miałbym nic przeciwko zmierzeniu się z nim w konkursie jedzenia pierogów, bo to moje ulubione żarcie. (śmiech)

Jeszcze jedno pytanie dotyczące NFL, Harvardu i Polski. Czy wiesz, że nie jesteś pierwszym zawodnikiem łączącym w sobie te trzy rzeczy? W latach 70-tych kopaczem w Saints i Jets był Ryszard „Rich” Szaro. Kojarzysz go?
Nie, niestety nigdy o nim nie słyszałem.

Za to teraz wszyscy usłyszeli o Tobie, szczególnie w Medinie w stanie Ohio, gdzie chodziłeś do Cloverleaf High School. Tam uprawiałeś trzy dyscypliny jednocześnie. Czy to że zamiast koszykówki uprawiasz dziś futbol zawdzięczasz swojemu wujkowi – byłemu zawodnikowi Green Bay Packers?
Tak naprawdę to nie miałem pojęcia o tym, że mój wujek Dickie Moore grał w NFL, aż do czasu kiedy znalazłem się w Harvardzie. Futbol zawsze był moją pasją i wszystko inne było jemu podporządkowane. Nawet jeśli grałem w szkole w kosza, albo uczestniczyłem w zawodach lekkoatletycznych w konkurencjach rzutowych, moje treningi w dalszym ciągu były typowo futbolowe. Chyba się opłaciło, bo dziś jestem w NFL i na pewno niczego nie żałuję.

Dla zwykłego śmiertelnika nauka na Uniwesytecie Harvarda to marzenie ściętej głowy. Powiedz jak to się stało, że trafiłeś do tej uczelni?
Wcale tego nie planowałem, po prostu tak wyszło. Uczyłem się bardzo dobrze. SAT (egzamin podobny do matury – przyp. TM) też mi świetnie poszedł, dlatego mój trener z High School poradził mi, żebym rozważył Ivy League pod kątem gry w NCAA. Podczas trzeciego roku liceum miałem naprawdę świetny sezon futbolowy i wtedy zdecydowaliśmy się wysłać taśmy z moimi zagraniami do szkoleniowców z Ligi Bluszczowej. Spotkały się one z pozytywnym oddźwiękiem, a to, że stałem się graczem Harvard Crimson to zasługa coacha Murphy, który był tam też trenerem zawodników z pozycji TE. Spędziłem z nim wiele czasu i naprawdę mnóstwo mu zawdzięczam. Dużo się od niego nauczyłem, zawsze mnie wspierał i przez długi czas oparł na mnie całą ofensywę, co sprawiło, że mogłem pokazać pełną gamę moich możliwości.

Na Harvardzie studiowałeś ekonomię. Czy to jest coś co chciałbyś robić gdybyś nie trafił do NFL?
Nie jestem do końca pewien. Zawsze byłem dobry z matmy. Ekonomia idzie w parze z matematyką, dlatego zdecydowałem się na podjęcie studiów w tym kierunku. Ale tak naprawdę to zawsze na pierwszym miejscu stawiałem futbol, więc nie myślałem nigdy o tym co będę robić w bez futbolowym świecie lub po zakończeniu kariery.

Taaaka ryba || zdjęcie: archiwum Kyle JuszczykCiekawostką jest także to, że lubisz łowić ryby i grać w karty. Czy tak spędza się wolny czas na Harvardzie?
(śmiech) Na pewno nie wszyscy tak go spędzają, ale chętnych do gry w karty nigdy nie brakowało. Gorzej z wypadami na ryby, szczególnie jeśli mieszka się w akademiku, ale odbijałem to sobie przy okazji każdej wizyty w domu.

Na koniec powiedz jak to będzie z tym Twoim nazwiskiem. Będziesz oferować komentatorom jakieś szkolenie w tej kwestii, żeby nie łamali sobie języka czy też może pozwolisz im wołać na siebie po przezwisku?
(śmiech) Chodzi Ci o mój twitterowy „JuiceCheck44”? Zostałem tak nazwany jeszcze w High School, a ’44′ to numer mojej koszulki w Harvardzie. Tak naprawdę to nie ma dla mnie znaczenia czy będę dla nich Juszczykiem czy ‚Sokiem’. Dla wygody niech sobie upraszczają jak chcą.

Tomek Moczerniuk, Nowy Jork || [email protected]