Clarence Anderson to cudotwórca? A może to Spartanie zasługują na burę większą, niż futbolista Eagles na pochwały? Specjalnie dla QB Magazynu przebieg elektryzującej akcji Andersona analizuje Daniel Piechnik, koordynator formacji specjalnych reprezentacji Polski i Seahawks Gdynia.

Clarence Douglas Anderson to obecnie najgorętsze nazwisko w PLFA. Gwiazdor Warsaw Eagles swoim zagraniem podbił serca fanów futbolu amerykańskiego nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Jego 75-jardowa akcja powrotna na przyłożenie po puncie w meczu Warsaw Eagles – Warsaw Spartans robi zawrotną karierę. Zagraniem futbolisty zainteresowała się m.in. stacja telewizyjna ESPN oraz wiele innych prestiżowych portali internetowych w Stanach Zjednoczonych. Sam sprawca całego zamieszania przyznaje, że… był zaskoczony tym czego dokonał.

– Naprawdę nie wiedziałem, że mogę tego dokonać. Oczywiście chciałbym znów to zrobić, ale będzie to bardzo trudne zadanie – przyznaje Anderson. – Zdobycie takiego przyłożenia jest fantastycznym uczuciem. Jestem dumny z tego, że mogłem zdobyć punkty dla mojego zespołu, ale muszę przyznać, że troszkę się zmęczyłem – śmieje się lider Orłów.

Wielu ekspertów i fanów zadaje sobie pytanie czy wyczyn Andersona jest spowodowany przede wszystkim fatalną postawą formacji specjalnej Spartan czy nadzwyczajnymi umiejętnościami zawodnika Eagles. Jak można się domyślać, cała sprawa jest znacznie bardziej złożona. O ocenę akcji poprosiliśmy Daniela Piechnika, koordynatora formacji specjalnych reprezentacji Polski i Seahawks Gdynia:

Clarence Anderson wykonał kapitalną robotę. Utrzymał się długo na nogach zdobywając mnóstwo jardów, a w sytuacjach, w których zawodnik tańczy po boisku z reguły te jardy się traci. Równie świetnie zachował się punter, który mocno odkopnął futbolówkę, przekopując nawet Andersona, który był zaskoczony tym faktem.

Paradoks tej sytuacji polega na tym, iż za mocnym kopnięciem puntera nie nadążył coverage team Spartans. Gunnerzy nie byli tam gdzie powinni i zderzyli się między sobą. W dodatku Anderson otrzymał świetne bloki. Eagles nie odpuścili, nie zostawili Amerykanina samego sobie, który bez odpowiedniej ochrony nie byłby w stanie obiec wszystkich rywali. W formacjach specjalnych nie ma miejsca na odpuszczanie, a właśnie to zrobili Spartanie. Część zawodników poddała się i truchtem podążała za akcją. Tacy zawodnicy jak Anderson czy Jeremy Dixon potrafią wykorzystać nawet najmniejszy błąd.

Jeśli ktoś nie ma siły grać lub nie chce, to można go z tego obowiązku zwolnić. Poza linią boczną też jest fajnie. W mojej karierze trenerskiej zdarzało się, że podchodził do mnie zawodnik pytając czy może odpocząć podczas akcji w special teams. Nie tędy droga. Formacje specjalne są drogą do wywalczenia sobie miejsca w składzie, co w Seahawks udowodnili tacy zawodnicy jak Michał Berbeć, Artur Koszelow czy Patryk Kordyś.

Niestety w Polsce nadal wiele drużyn nie zwraca należytej uwagi na formacje specjalne, a są równie ważne co formacje obrony i ataku. Większość drużyn trenuje dwa lub trzy razy w tygodniu poświęcając każdą cenną minutę na udoskonalanie gry w ofensywie i defensywie. W Seahawks Gdynia zagrywki w special teams szlifujemy na każdym treningu. Wiadomo, że long snapper czy holder muszą wiele czasu indywidualnego poświęcić na poprawianie techniki i siły snapu. Przykładem dobrego long snappera jest Witold Wojnowski, który obecnie przebywa w Australii. Mam nadzieję, że Witek zdąży wrócić z Antypodów na kolejny mecz reprezentacji Polski, bo bez niego będzie ciężko o zdobycie punktów po kopnięciu.

Pod względem fizycznym gra w formacjach specjalnych, a przede wszystkim w kickoffie, to najbardziej wydolne i trudne zagrania. Podczas wykopu zawodnicy w krótkim czasie muszą pokonać kilkadziesiąt jardów. Jest to szczególnie trudne w końcówce spotkania, gdy gracze są już zmęczeni, a jak wiadomo w formacjach specjalnych występują zawodnicy ataku i obrony. Zawodnicy Spartan wyraźnie nie nadążyli za akcją, być może było to spowodowane zmęczeniem.

Bardzo słaba postawa Spartan nie zmienia faktu, iż Clarence Anderson jednym zagraniem poinformował świat o istnieniu Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego. Sam zainteresowany przyznaje, że otrzymał około 50 informacji z gratulacjami od znajomych czy trenerów.

Oferty z innych europejskich czy amerykańskich klubów jeszcze nie otrzymał. – Czas pokaże co się wydarzy w przyszłości – odpowiada krótko lider Warsaw Eagles.

Piotr Bera  ||  [email protected]