W NFL panuje opinia, że na pozycji centra powinni występować gracze o ponadprzeciętnej inteligencji. Opinię tę niedawno potwierdził w rozmowie z quarterback.pl Gino Gradkowski z Baltimore Ravens, a teraz gruntuje ją inny center polskiego pochodzenia, Stefen Wisniewski. Z 24-letnim „Mędrcem z Oakland” o jego karierze, pochodzeniu i planach na przyszłość rozmawiał w Nowym Jorku Tomek Moczerniuk.
STEFEN WISNIEWSKI w pigułce.
Pozycja: Guard, Center || Klub: Oakland Raiders || College: Penn State Nittany Lions || Numer: 61 || Urodzony: 22 marca 1989 r. w Pittsburghu || Rodzice: Cindy i Leon Wisniewski (Bridgeville, PA) || Rodzeństwo: siostra Sarah || Draft: 2011, druga runda, #48 || Wzrost: 6’3 (191cm) || Waga: 307lb (139kg)

 

Stefen, urodziłeś się 24 lata temu w Pittsburghu, w rodzinie z wielkimi futbolowymi tradycjami. Czy Twój ojciec Leo od razu ubrał cię w śpiochy z logiem Penn State Nittany Lions?
(śmiech) Można tak powiedzieć! Zadbał o to nie tylko mój ojciec, ale i wujek Steve Wisniewski. Obaj – oprócz niezłego dorobku w Penn State – z powodzeniem grali w NFL. Dlatego odkąd pamiętam, wszystko u nas obracało się wokół futbolu. Ojciec, który występował przez kilka sezonów w Indianapolis Colts zabierał mnie na mecze Lions, a wujek, który ośmiokrotnie zagrał w Pro Bowl obdarowywał mnie ubraniami ze srebrno-czarnymi naszywkami jego klubu Oakland Raiders. Czasem też załatwiał bilety na mecze Najeźdźców, więc od małego kibicowałem obu organizacjom.

Nic więc dziwnego, że poszedłeś w ich ślady i po solidnych występach w liceum kontynuowałeś grę w Penn State. Tam od razu wywalczyłeś miejsce w pierwszym składzie i nie oddałeś go aż do końca. Czy panowie Wisniewski obserwowali Twoją karierę akademicką pod kątem swoich osiągnięć?
Dokładnie tak było. Tata i wujek byli bardzo dumni, kiedy okazało się, że z marszu będę grać w podstawowym składzie. Wujek, który także grał jako guard, obserwował moje postępy i porównywał je z grą za jego czasów. Taka analiza często wypadała na moją korzyść, bo mówił, że np. w drugim i trzecim roku rozwinąłem się dużo bardziej niż on.

Zdjęcie Tony Gonzales/Oakland RaidersProgram futbolowy w Penn State do niedawna należał do najlepszych w kraju. W ciągu czterech lat udało się Tobie zagrać w czterech meczach o prestiżowe trofea (tzw. Bowl Games – przyp. TM) przeciwko innym znanym uczelniom i wygrać dwa z nich. Ale oba tytuły musiano Wam zarekwirować po tym, jak na jaw wyszedł skandal z Jerrym Sanduskym w roli głównej. Jak oceniasz to, co stało się w Twojej szkole?
To, co się wydarzyło, było naprawdę smutne. Sandusky sprawił, że pojawił się problem, który przesłonił wszystko inne. Jako absolwenta uczelni, z której jestem dumny, bardzo mnie to bolało. Ale z drugiej strony cieszyłem się z tego, jak szybko nasz program i zespół się odradza. W ubiegłym roku chłopcy, z którymi przecież jeszcze niedawno grałem, dali z siebie wszystko i mimo całego ognia krytyki, który na nich spadł, udało im się rozegrać świetny sezon. Wiele w tym zasługi trenera Billa O’Briana. Wspieram Penn State całą duszą i wierzę, że w przyszłości znowu będą silni.

A co z innym trenerem, Joe Paterno? Czy to, że ten legendarny szkoleniowiec przez lata ukrywał prawdę o pedofilskich wyczynach Sandusky’ego zmieniło Twój stosunek do niego?
Jeśli chodzi o mnie, niewiele się zmieniło. To był wspaniały trener i równy facet. Czy był tak idealny jak go postrzegano z zewnątrz? Na pewno nie, i my, będąc blisko niego, zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Niesamowite osiągnięcia szkoleniowe wytworzyły wokół niego nieskazitelną aurę. Ale my wiedzieliśmy, że i jemu przytrafiają się błędy, i że do bohatera mu naprawdę daleko.

Kiedy to wszystko wyszło na jaw, byłeś już w NFL. Powiedz, co czułeś, kiedy zostałeś wybrany z nr 48 w drugiej rundzie draftu przez Raiders – klub, w którym tak wiele osiągnął Twój wujek?
Jak już wspomniałem, od dziecka kibicowałem Raiders. Wujek dbał o to, abym miał ich ciuchy i gadżety oraz zabierał mnie na mecze. Dlatego kiedy w dniu draftu zadzwonił telefon i usłyszałem jego głos – bo był on wtedy asystentem trenera od linii ofensywnej – nie posiadałem się ze szczęścia. Wyobraź sobie, że będziesz grać w ulubionej drużynie i na dodatek będzie cię trenować legendarny wujek. Niesamowite, prawda? A jednak to wszystko mi się przytrafiło! Nic dziwnego, że byłem wtedy mega podekscytowany.

Legendarny wujek grał w Oakland z nr 78. Po drafcie mogłeś wybrać ten numer, ale wolałeś zostać przy 61, z którym grałeś w Penn State. Dlaczego?
Mam dla wujka wielki szacunek, totalny można rzec, ale ja jestem Stefen, a nie Steve Wisniewski. Jestem dumny z jego osiągnięć, i on o tym wie, ale nie chcę być wiecznie bratankiem sławnego wujka. Chcę wyjść z jego cienia i dopisać kolejny rozdział do naszej futbolowej rodzinnej biografii. Zamierzam zrobić to po swojemu.

Możesz mieć na koszulce inny numer niż wujek, ale w dalszym ciągu wśród kibiców Raiders będziesz znany jako „Wiz II” (nazwisko Wisniewski wymawiane w Ameryce jest jako „Łyzniełsky” – przyp.TM). Jak już wspomniałeś, ten pierwszy Wiz trenował Cię w trakcie Twojego pierwszego sezonu w Raiders. Żałujesz, że nie ma go już w sztabie szkoleniowym?
Bardzo. To było niesamowite mieć go za trenera, był w tym świetny. Jego doświadczenie z lat gry w NFL sprawiło, że miał niesamowitą wiedzę na temat każdej pozycji w linii ofensywnej, którą bez problemu przekazywał nam. Urodzony nauczyciel. Ja też korzystałem, bo często pracował ze mną indywidualnie, przed treningami i po nich. Nauczyłem się od niego wiele i bardzo mi go brakuje.

Strona: 1 2