Homo sum; humani nihil a me alienum puto, czyli człowiekiem jestem; nic co ludzkie nie jest mi obce. Otóż śmiem obalić tę myśl Terencjusza. Dla mnie straciła ona rację bytu 30 stycznia 2013 roku.

Zaistniało wówczas pewne zjawisko, stworzone przez człowieka, ba! wielbione przez, jak się okazuje, miliony. A jednak obce mi na wskroś. Zjawisko, o którym mówię, określane jest jako mem. Termin ten został wprowadzony przez biologa – Richarda Dawkinsa w książce Samolubny gen i oznacza jednostkę ewolucji kulturowej. Khm… Ewolucji… Memy z założenia powielają się poprzez naśladownictwo, a ich oddziaływanie jest widoczne dzięki obserwacji efektów socjotypowych. Brzmi naukowo… Myślę, że to nawet zabawne – znalezienie naukowo brzmiącego określenia na takie zjawisko. Moja babcia na pewno ujęłaby to inaczej…

Ale nazwijmy rzecz po imieniu – Harlem Shake. Zaczęło się od FILTHY COMPILATION #6 amerykańskiego studenta George’a Millera, który nagrywa i umieszcza swoje filmiki w YouTube. Zgodnie z definicją mema musiały pojawić się repliki… 2 lutego pięciu longboarderów z Australii opublikowało nagranie zapętlonych pierwszych 19 sekund tego materiału, w którym wykonują taniec zaprezentowany przez Millera i jego kolegów do utworu Harlem Shake. Później poszło już lawinowo.

Przyznaję, że nie jestem fanką „zabawnych” filmików w Internecie, może stąd moja ignorancja w temacie. I zapewne dane by mi było życie w błogiej nieświadomości, gdyby nie Anielska interwencja, która objawiła mi akcję promocyjną pewnego futbolowego klubu. Obejrzałam.

Pierwsze wrażenie: dezorientacja. Pozwoliłam swojej wrażliwości na chwilę cichego buntu i spróbowałam jeszcze raz. Żeby nie było, że jestem złośliwa – pomyślałam, że musi być jakiś sens w tych ruchach, strojach, maskach, deformacjach. Aha… podpucha! Drugie dno! Pewnie tak z gombrowiczowska będzie – myślę. Więc z nastawieniem demaskatorskim robię trzecie podejście. I… nie daję rady. Wcale się nie zachwycam! Nie zajmuje mnie! Ani nie wzbogaca! Ani nie uwzniośla! „Boże, ratuj, jak to mnie zachwyca, kiedy mnie nie zachwyca?” – ten bunt Gałkiewicza z Ferdydurke oddaje całą głębię bezradności, w obliczu której stanęło moje pojęcie estetyki.

I co tu robić? Skoro innych tak, a mnie nie?! Wdzierać się zaczęła panika, że teraz to już czeka mnie jakaś alienacja, margines społeczeństwa, niedostosowanie społeczne i takie tam ciemne rewiry. Przyznam, pozbierać się nie było łatwo. Na szczęście przyszła chwila opamiętania i refleksji: dzięki Ci, Panie, za wolną wolę! Nie chcem, nie muszem! – parafrazując klasyka. Gombrowiczowskiej „łydce” mówię NIE! Proszę bardzo, niechaj pociąg z memem gna dalej. Ja wysiadam.

W duchu tolerancji pozostaje mi tylko życzyć wszystkim, dzielącym fascynację Harlem Shake’em szczęśliwej drogi i radosnego, upojnego wyrażania siebie. Pozostałemu zaś, bliskiemu memu sercu, marginesowi społecznemu puszczam porozumiewawcze oko i zapraszam na mój pokład.

Koniec i bomba, a kto czytał ten trąba

Anna Cygańska-Zapadka