Niedziela dniem pańskim. Należy oddać cześć Stwórcy, zjeść w błogim spokoju familijny obiad, poszaleć z dziećmi w parku. Jak pokazuje życie wielu amerykańskich rodzin, określenie „pański”, może mieć jednak zupełnie inne znaczenie. Zapytajcie niedzielnych wdów.

We wrześniu dla kobiet nadciągają ciemne chmury, nie tylko te jesienne. Miliony pań na pięć miesięcy zostaje uwięzionych w miłosnym trójkącie – ona, on i futbol amerykański. Przy czym ten ostatni element zajmuje miejsce pierwsze.

Sezon futbolowy zmienia status szczęśliwie zakochanych kobiet na „football widows” – futbolowe lub niedzielne wdowy. Od września do lutego pod koniec każdego weekendu mężczyźni ostentacyjnie wykazują absolutny brak zainteresowania czymkolwiek innym poza meczem.

Panie mogą prezentować wdzięki na miarę Scarlett Johansson, a i tak przegrają z okropnym swego czasu wąsem Aarona Rodgersa z Green Bay Packers. Dlaczego? Bo w niedzielę to „football is my religion”!

W niedzielę wszystko jest podporządkowane panu domu. Poranne śniadanie to przegląd prasy pod kątem kontuzji i wykluczeń ze składu. Nie czas przecież na rozmowę o szkolnych ocenach syna czy o naprawie auta, gdy Robert Griffin III skręcił kolano! Mecz (pierwszy z kilku zaplanowanych tego dnia) zaczyna się co prawda o 13 i trwa ok. dwóch i pół godzin, ale przed meczem jest jeszcze studio. A wcześniej przegląd poprzednich spotkań, czyli kolejne sześćdziesiąt minut zawieszenia w rodzinnym niebycie.

Wkrótce do salonu wkracza zaprzyjaźniony „sztab szkoleniowy” dwóch rywalizujących tego wieczoru zespołów. Każdy z facetów przecież doskonale zna się na taktyce i z powodzeniem mógłby zastąpić trenera głównego dowolnej ekipy NFL. Oczywiście obowiązują stroje klubowe. Nie gardzi się żadnym gadżetem – czapka, kołatka, łapa…

Kolejny krok to zaplecze żywieniowe – tutaj pole do popisu mają kobiety. Ostatnie spojrzenie, czy na pewno dysponujemy wystarczająca ilością przekąsek i napojów (żeby broń Boże nie uronić cennych sekund meczu na transport chipsów z kuchni!). Pożegnalny rzut oka w stronę małżonki i… panowie parkują przed ekranem TV, przeskakując w inną rzeczywistość.

Zwykle stonowani, oszczędni w okazywaniu uczuć faceci okazują się przed telewizorem emocjonalnymi bombami. Nieskoordynowane wymachy kończyn, bordowe wypieki na twarzy czy nieartykułowane dźwięki wskazywać mogą na stany przedzawałowe delikwenta i każą kobietom głęboko zastanowić się nad trwałością przysięgi małżeńskiej.

A po meczu – studio komentatorskie, wywiady, podsumowania, statystyki… Słowem: kolejne półtorej godziny. Kto myśli, że po wyłączeniu TV odzyska swojego partnera, gorzko się rozczaruje. Nadszedł bowiem czas na wymianę w męskim gronie spostrzeżeń i uwag z cyklu: „Jak można było zagrać wtedy Cover-3?!”

I tak upływa dzień pański. Co w tym czasie robią partnerki fanów futbolu? Cóż, wiele właśnie spisuje pozwy rozwodowe. Inne są na etapie ciężkiej depresji. Pozostałe szukają grup wsparcia w Internecie.

Z polskiej perspektywy możemy patrzeć na kwestię niedzielnych wdów z przymrużeniem oka. Na razie. Zagrożenie jednak rośnie wprost proporcjonalnie do wzrostu popularności w Polsce futbolu amerykańskiego.

Pozostaje mieć nadzieję, że Polki, kierując się złotą zasadą życiową – „Jeśli nie możesz pokonać wroga, zaprzyjaźnij się z nim” – pokochają futbol amerykański na równi z mężczyznami.