Dan, Chris i Rob Gronkowscy nie są już jedynymi braćmi polskiego pochodzenia w NFL. W 2012 do Bruce’a Gradkowskiego dołączył o 6 lat młodszy Gino, który już w pierwszym sezonie gry sięgnął z Baltimore Ravens po mistrzowski tytuł. O wygranej w Super Bowl, bratobójczym pojedynku i… grze w kadrze Polski rozmawiał z Gino Gradkowskim korespondent QB w USA Tomek Moczerniuk.

Zacznijmy od krótkiej opowieści, która miała miejsce prawie rok temu w Dormont, w Pensylwanii. Dwaj goście grają sobie właśnie na PlayStation, gdy nagle rozlega się dźwięk telefonu. Zgadnij, kto dzwoni i z jaką wiadomością?
(śmiech) To moja historia! W dniu draftu dla rozładowania napięcia graliśmy w NHL w piwnicy naszego domu. Ja oczywiście byłem Pingwinami (Pittsburgh Penguins, drużyna biorąca udział w rozgrywkach ligi NHL – przyp. TM) i strasznie się wkurzałem, bo mój kuzyn (Carmen Connolly, z którym Gino grał przez dwa lata w drużynie akademickiej West Virginia, zanim przeniósł się do Delaware – przyp. TM) mnie ograł. I właśnie wtedy zadzwonił pan Ozzie Newsome…

…z Baltimore Ravens, aby oznajmić Ci, że zostałeś przez nich wybrany w IV rundzie draftu. Więc wkurzenie chyba szybko zamieniło się w coś innego?
(śmiech) Tak, to było niesamowite! Czułem, że spełniają się moje marzenia, bo będę grać w NFL!

I nie miałeś problemu z tym, że Ravens to zażarty rywal Steelers, a kibicuje im całe Dormont i Twoja rodzina?
Nie, bo po pierwsze to drużyna, która zawsze walczy o najwyższe cele, a po drugie ja sam przestałem kibicować Steelers w 2006. Do NFL trafił wtedy mój starszy brat Bruce i od tamtej pory byłem za drużynami, w których grał.

zdjęcie: archiwum rodziny GradkowskiTakimi jak np. Cincinnati Bengals, gdzie Bruce w ubiegłym sezonie był zmiennikiem Andy’ego Daltona. Jak zareagowałeś na fakt, że w Twoim pierwszym meczu w zawodowej karierze przyszło Wam zagrać przeciwko sobie?
Najpierw nie mogłem w to uwierzyć, ale potem bardzo się z tego ucieszyłem. To było fascynujące przeżycie! 10 września, Monday Night Football (mecz kolejki transmitowany na całe Stany – przyp. TM) i my gramy właśnie z Bengals! Na trybunach było ze dwadzieścia osób z najbliższej rodziny. Żeby było sprawiedliwie, połowa kibicowała mi, a druga połowa Bruce’owi. Wygraliśmy 44:13, ale cieszyłem się podwójnie, bo obaj wystąpiliśmy w tym spotkaniu. Ja grałem od początku, a Bruce wszedł w końcówce za Daltona.

Czy docinałeś starszemu bratu z powodu lania, jakie Twój zespół spuścił Bengals?
Nie, po tym meczu akurat nie (śmiech). Zawsze jestem za nim, bo ma twardy charakter i dąży do tego, aby być na topie. Dlatego bardzo się cieszę, że od marca jest zawodnikiem Steelers. Wiem, że będzie ciężko pracował, aby udowodnić tam swoją wartość.

A jak jest w drugą stronę? Na Twitterze Bruce bardzo się Tobą przechwala, ale czy aby na pewno Ci nie zazdrości?
Chodzi Ci o to, że jego brachol już w pierwszym roku grania zdobył nieosiągalny dla niego pierścień za wygraną w Super Bowl? (śmiech) Może i jest trochę zazdrosny, ale z drugiej strony zabrałem go z sobą do Nowego Orleanu i on dosłownie pokochał to doświadczenie, każdą jego minutę. Był tam ze mną przez cały czas i muszę obiektywnie stwierdzić, że jak zwykle sporo mi pomógł. Mój brat znaczy dla mnie bardzo dużo. Wiem, że zawsze mogę na niego liczyć.

Wasi rodzice muszą być dumni z synów, którzy tak siebie szanują. A propos rodziców: matka Debbie to Włoszka, a ojciec Bruce ma polskie korzenie. Co wiesz na temat swojego polskiego pochodzenia?
Niewiele, poza tym, że rodzice mojego ojca pochodzili z okolic Krakowa. Niestety, nie mówię po polsku, bo matka to typowa Włoszka i nie dopuszcza nikogo do głosu (śmiech). Ale u babci zawsze zajadamy się polskim jedzeniem.

Wrócmy jeszcze na chwilę do ubiegłego sezonu, w którym nie opuściłeś żadnego ze spotkań. Runda zasadnicza nie zakończyła się dla Was najlepiej, ale potem w play-offach nie mieliście sobie równych. Spodziewałeś się, że możecie zgarnąć całą pulę?
Faktycznie, końcówka sezonu nie była w naszym wykonaniu najlepsza, przegraliśmy cztery z pięciu ostatnich spotkań. To sprawiło, że nikt nie widział nas w gronie faworytów. Ale kiedy odprawiliśmy z kwitkiem Colts, a potem wygraliśmy na wyjeździe z Denver i New England, wiedzieliśmy, że to nasz sezon. Wszystko zawdzięczamy trenerowi Johnowi Harbaugh, który kazał nam skupiać całą uwagę na pozytywach, oraz naszym liderom w szatni. To oni sprawili, że mimo iż nie wierzył w nas nikt, w najważniejszym momencie byliśmy w stanie sami uwierzyć w siebie.

Strona: 1 2